1 stycznia rano. Zapalam w piecu. Przepraszam w kominku. Piję kawę i postanawiam skończyć w końcu chustę, którą obiecałam Uli. Najpierw siedzę przy kominku bo czasem się ciężko rozpala i trzeba pilnować. Potem przesiadam się do kuchni. Wszyscy śpią a ja dziergam. Narzut na szydełko, przeciągnąć, przełożyć, i znów przełożyć i od nowa. I raz i dwa i trzy i cztery. Jeszcze kilkadziesiąt razy i skończone. I raz, i dwa, i trzy, i cztery. Udaje się przed pobudką. Ula wstaje.
Mówię do niej: - zobacz jaką w końcu chustę piękną dla Ciebie skończyłam. Ona na to: - Ale ona mi się nie podoba...
No ale nie od dziś jestem jej mamą wiec mówię: - trzeba przecież doszyć białe frędzelki. - hurrra! frędzelki są przeeepiękne! reasumując nauczyłam się robić trójkąt na szydełku!
Mówię do niej: - zobacz jaką w końcu chustę piękną dla Ciebie skończyłam. Ona na to: - Ale ona mi się nie podoba...
No ale nie od dziś jestem jej mamą wiec mówię: - trzeba przecież doszyć białe frędzelki. - hurrra! frędzelki są przeeepiękne! reasumując nauczyłam się robić trójkąt na szydełku!
Zobaczcie sami jak się prezentuje. Wcześniej wykonałam kilka wersji w granacie z białymi frędzlami - bardzo chłopięce, właściwie to dobrze bo z myślą o chłopcach były robione.
Tak. Zdjęć granatów brakuje, bo mój komputer też chyba nie posiada wewnątrz kilku części - niby działa ale nie działa. Chusty chłopięce następnym razem.