A właściwie nie bajka, bo to samo życie.
Czy wspominałam, że panicznie boję się pszczół? Nie tylko ich - os, szerszeni, trzmieli wszelkich i wszystkiego co ma czarno-żółte pasy i brzęczy. Gdy są w moim pobliżu czuję parliżujący lęk, objawiający się tym że drętwieje mi kark i robi się momentalnie lodowaty.
Tak, mam pasiekę! Chociaż właściwie mogłabym powiedzieć, że ma ją mój mąż, bo to on zajmuje się pszczołami od samego początku. Ja zajmuję się miodem i wszystkim, co z nim związane po wyjęciu z ula.
Pszczoły są w naszy życiu tak niedługo a mamy wrażenie, że nasza pasieka ma już kilka dobrych lat - tyle przez ten okres się wydarzyło.
Ale od początku. Michał pojechał po pszczoły wiosną, o ile dobrze pamiętam było to w okolicy Wielkiej Nocy. Tuż przed lub tuż po. Tak, pojechał po nie samochodem, naszą osobówką, która ma funkcje o które producent tego auta nawet by go nie podejrzewał. Po pszczoły pojechał w województwo białostockie. Za daleko było by brać mnie i Ulę (nomen omen - gdy nadawaliśmy imię naszemu dziecku nie wiedzieliśmy, że założymy pasiekę - ot taki losowy przypadek :-) a dokładając do tego mój strach, uznaliśmy że pojedzie sam. Ja nie mogłam sobie wyobrazić nawet, że jadę przez pół Polski autem z kilkoma rojami pszczół obok!
- Przecież one będą w transportówkach, pocztą się takie rzeczy wysyła! - mówił mój mąż, kręcąc z politowaniem głową przed wyjazdem. A po przyjeździe opowiadał, jak to w drodze w aucie pojawiła się jedna pszczółka, potem druga i piąta - co oznaczało tylko jedno: jeden z uli się rozszczelnił (lub pszczoły wygryzły dziurkę) i facet jedzie zamknięty w aucie z latającymi mu dookoła pszczołami, w akompaniamencie brzęczenia całej reszty pszczelich rodzin (nie lubią jak je coś buja). A zatrzymać się nie było gdzie akurat... Wrócił cały, zdrowy, bez użądleń chyba nawet. Zawiózł pszczoły na pasiekę i padł - w sensie takim, że ze zmęczenia.
WIOSNA, PRZYGOTOWANIA |
Nasza pasieka, dzięki uprzejmości Lasów Państwowych, stacjonuje w lesie na terenie obszaru NATURA 2000 objętego całkwitą ochroną. Z racji tego, że jest w sercu lasu otrzymała nazwę "Leśny Bursztyn" i tak właśnie firmujemy nasze miody.
PASIEKA NR 1 |
Co było dalej? Nasze pszczółki nie garnęły się od razu do roboty, bo przyjechały z rejonu zimniejszego i podczas, gdy lokalne robotnice były już po pierwszych oblotach i zabierały się do zbiorów, nasze dopiero te obloty robiły. Potem stwierdziły, że w ulu im za ciasno/za duszno postanawiały się wyroić, czyli obrazowo mówiąc wyskoczyć z ula na okoliczne drzewo. Kilka rodzinek uciekło nieodwracalnie. To wszystko jest w granicach normy, takie rzeczy dzieją się na pasiekach i tylko doświadczenie i przygotowanie pszczelarza do sezonu pozwoli nie stracić mu głowy.
RÓJKA NA DRZEWIE |
RÓJKA ZŁAPANA DO ULA |
Mimo wszystkich przygód po drodze udało się nam zrobić już dwa miodobrania. Odebralśmy miód wiosenny oraz akacjowy. Miodobranie to na każdej pasiece wielkie święto, takie pszczelarskie żniwa. A zważywszy na to, że premierowe odbieranie miodu było tak naprawdę eksperymentem opartym na wiedzy książkowej i internetowej a nie na doświadczeniu, na dodatek z udziałem naszej antycznej wirówki, to było to u nas święto nad świętami. Wtedy też narodziła się tradycja kończenia miodobrania rodzinnym jedzeniem pizzy (takiej z pizzerii, a to u nas naprawdę rzadkość!). Pierwsze miodobranie trwało z tego co pamiętam 2,5 dnia, drugie chyba tylko 1,5 dnia. W praktyce wygląda to tak, że Michał jedzie na pasiekę, wyjmuje ramki gotowe do odwirowania i przywozi do domu. Tu czekam ja i Ula i zabieramy się za odsklepianie ramek, potem są wirowane. Miód ląduje do wiaderek, następnie do słoików.
Obecnie mamy już pasieki w dwóch miejscach. Przed nami jeszcze jedno miodobranie. Ale to nie koniec. Zimą czeka nas robienie kolejnych korpusów i ramek bo chcemy się rozwijać. Masa pracy. To wszystko zdjęcia naszej pasieki praktycznie od początku do dziś.
Na koniec anegdota, kiedy to kurier przywiózł matki pszczele w kopercie (tak, tak - zamawia się je i są przesyłane pocztą/kurierem!). A więc za oknem pogoda podobna jak teraz. Kurier wręcza mi kopertę i ucieka. Na niej napis "UWAGA PSZCZOŁY". Koperta brzęczy, odkładam w kuchni i oddalam się na bezpieczną odległość. Kark już mi sztywnieje i jakoś dziwnie nie mogę ruszyć ramieniem. Wpada mój mąż, widzi przesyłkę i mówi:
- Rozpakuj je i daj im pić.
- ?!?!?!?!?!?!?!?!
Królowe nie są wysyłane tak sobie wrzucone do koperty. Są w specjalnych klateczkach transportowych jakby kto pytał :-) no i zgodnie z prawem pszczoły to nie owady, a zwierzęta. Hodowlane na dodatek.
Zapraszam do polubienia naszej storny na FB: Pasieka "Leśny Bursztyn"
SMACZNEGO! |
PASIEKA NR 2 |
Marzę o pasiece i własnym miodzie, ale boję się pszczół. Strach nieuzasadniony, bo mnie nigdy w życiu nie ugryzła, a jednak...
OdpowiedzUsuńps. Przepraszam, że dopiero dodałam u siebie Twój komentarz, ale była przerwa w nadawaniu ;)
Strach chyba się bierze stąd, że od dzieciństwa mówi się nam "uważaj osa/pszczoła" itd. we mnie ten strach wciąż siedzi, choć walczę z tym. córce nie okazuję tego że się boję bo jak wiadomo dzieci przejmują nasze emocje ;-) bezpośrednio pszczołami zajmuje się mąż ale gdzieniegdzie jakaś się zawieruszy i ja od razu mam gęsią skórkę. ale własny miód to po prostu poezja :-)
OdpowiedzUsuń