Godzina 21.45, światła przygaszone, rodzinne wyciszenie. Czekam aż córcia słodko uśnie - cały dzień przecież oka nie zmrużyła. Wybiegana, wybawiona, zadowolona. Nagle rozlega się głośne "Chcę coś zjeść"!

Zaniemówiłam podwójnie, a właściwie potrójnie, bo nie dość że już dawno powinna spać, to odkąd przestawiliśmy zegarki, Ula o drzemce kompletnie zapomniała. Na dodatek moje dziecko nigdy wcześniej nie wydawało tak jasnych komunikatów co do posiłków. I to mnie zawsze dziwiło, bo dziewczynka, która buduje zdania złożone nie mówi mi nigdy, że jest głodna, podobnie gdy chce jej się pić. Sama muszę to przewidywać lub odczytywać z zachowania (czyt. marudzenia). Jako matka odwiecznego niejadka cieszę się jednak, że taki komunikat padł. No nic, podniosłam się więc z cieplutkiej kołdry, pomaszerowałam do kuchni (w takich sytuacjach bardzo się cieszę że mamy salon, sypialnię i kuchnię w jednym. aha, i korytarz też) i przygotowałam pyszne kanapki z konfiturą, które zniknęły tak szybko jak się pojawiły...
A jak z jedzeniem Waszych pociech? Też takie Tadki-niejadki?