Ulissima

Ulissima

2015/09/29

CIEPŁE SZAROŚCI

Szydełko pierwszy i ostatni raz miałam w ręce w podstawówce. Umiałam zrobić łańcuszek i na tym się skończyło.


Teraz okazało się, że łącząc łańcuszek z łańcuszkiem i setką innych łańcuszków można zrobić coś fajnego.
Przed laty (a ta wsponiana podstawówka była dość dawno) rękodzieło nie było tak popularne jak teraz. Internet wkraczał pomału w nasze życie a wraz z nim inspiracje i wariacje, które możemy podglądać u innych. 




Szydełkowe prace kojarzyły mi się zawsze z babcinym naznaczeniem z całym szacunkiem dla wykonujacych tę misterną robotę. Więc teraz albo się starzeję już na dobre, albo odkryłam kolejną twarz "hendmejdu".
Zrobiłam dla Uli koc. Bardzo ciepły, na jesienne chłody.




Teraz w planach jest jesienna chusta - mam nadzieje, że zdążę przed srogą zimą.






2015/09/10

TAŃCE, HULANKI, DYSCYPLINA

- Raz, dwa, trzy, cztery i obrót. I raz, dwa, trzy, cztery. Słuchajcie, dlaczego wasze ręce są takie sflaczałe? Pyta intruktorka tańca swoich kursantów. Mają około 7 lat.




- Teraz z muzyką. I raz, dwa, trzy, cztery. Bartkek bardzo dobrze, ale idź do przodu a nie w miejscu. I z muzyką. I raz....
Grupa jest zróżnicowana i wzorstowo i pod kątem zaangażowania. Na dziewięć dziewczynek jest dwóch chłopców. Przepraszam, trzech. Jednego z nich nie zauważyłam. - O ten chłopiec nie ma bucików - mówi Ula. Rzeczywiście, jeden nie miał specjalnych butów do tańca, ala lakierki na lekkim podwyższeniu. Chyba zapomniał bo co chwila wychylał się na korytarz i coś o butach pod nosem mruczał. Ale i w samych skarpetach sobie radził, mimo że parkiet był bardzo śliski. Dziewczynki za to wszystkie miały taneczne obuwie (do kupienia w szkole tańca rzecz jasna). Swoją drogą zawsze mi się takie buty podobały. Od razu chciałoby się tańczyć, mimo że moja przygoda z tańcem towarzyskim zaczęła się i skończyła na latino solo przed czterema laty. Solo, czyli niezbyt towarzyskia chyba jestem :-) Ale wracając do dzieci - chłopcy buty mieli oczywście czarne, dziewczynki beżowe. Innej wersji kolorystycznej nie ma. Wśród małych tancerzy wyróżniały się dwie panny - nie dość że "tanecznie" ubrane i uczesane, w spódniczkach z dodatkiem cekinków i wysokich upięciach włosów, to widać było że do treningów się przykładają. Nawet, gdy instruktorka zarządziła ćwiczenie po kolei w parach - no bo za mało chłopaków  - to gdy wybrańcy powtarzali krok w duecie w rytm "raz, dwa, trzy i cztery" dziewczynki powtarzały układ solo, a mniej zaangażowana część płci żeńskiej siedziała po kącikach.
Podczas salsy 7-latków moja trzylatka tańczyła w korytarzu. Tak jak ona lubi najbardziej, czyli skoki i w kółko obroty. Chciała dołaczyć do grupy, ale bałam się by nie dotknęła nawet parkietu z obawy przed spojrzeniem intruktorki, że nie-uczestnik wkracza na parkiet. Uli na początku trudno było zrozumieć, że nie może dołączyć do dzieci. Bo do studia tańca poszłyśmy, ponieważ chciałabym zapisać Ulę na jakieś regularne zajęcia ruchowe. Nie chodzi do przedszkola a zależy mi, by kontakt z dziećmi utrzymywała i uczyła się funkcjonowania w grupie. W miejscu, w którym byłyśmy zajęcia dla maluchów są - w środę pójdziemy po raz pierwszy i zobaczymy. Ursa już w drodze powrotnej wymachiwała ręką w górę jak dzieciaki na zajęciach, tzn. w wersji autorskiej :-) I raz, i dwa, i trzy, i cztery...
Jeśli któraś z mam ma doświadczenia taneczne, zapraszam do podzielenia się opiniami.


2015/09/03

BIEDA

- Drodzy Państwo brakuje mi 5 złotych, by wyjść ze sklepu z tymi zakupami. Poratują Państwo?


Tymi słowami, łamiącym się głosem, zaczepiła nas kobieta w markecie. Rzucam kątem oka na jej koszyk i widzę tam lawendowy papier toaletowy, obok jakieś parówki i chyba margarynę. Nie gapię się, bo jakś mi głupio ale widzę, że całe dno metalowego koszyka na kółkach, tego dużego, jest zakryte. Czyli zakupów jest sporo. Na dodatek papier toaletowy nie szary, nie biały, tylko fioletowy. Jakoś odruchowo sięgam po portfel, bo nie wiem jak odmówić tej mówiącej płaczliwym głosem kobiecie. Poza tym niedawno na ulicy również zaczepiła mnie pani prosząc o parę złotych i jej nie dałam i teraz było mi głupio i chciałam chyba odkupić winy za tę pierwszą panią, więc prawie wyjęłam pieniądze. Na szczęście mój mąż wykazał się czujnością umysłu i z męskim opanowaniem stwiedził " pięć złotych to za dużo". Dałam złotówkę. Klientka tak samo płaczącym głosem podziękowała a ja gapiłam się na ten jej fioletowy papier w rolkach.
- Widziałaś co miała w koszyku?! Coca-colę w puszce. To już przesada - stwierdził oburzony mąż.
- Nie zwróciłam uwagi, widziałam tylko lawendowy papier toaletowy.

2015/09/01

A CZEGO NIE UMIE TWOJE DZIECKO?

Przeczytałam ostatnio w internecie coś na temat rozwoju trzylatka, a konkretnie tego co dziecko w tym wieku powinno umieć. Po drugim punkcie wyłączyłam.



 Punkt pierwszy mówił o tym, że trzylatek powinien sprawnie posługiwać się nożyczkami. Przepraszam, kto daje do zabawy dziecku nożyczki? Ja na to nie wpadłam, taka jestem niedzisiejsza. No więc pędzę do pracowni, daję córce nożyczki i liczę, że zacznie wycinać nimi esy floresy. No jakoś nie wycięła fikuśnych wzorów, ale nowy przedmiot - wcześniej dostępny tylko dla dorosłych - zafascynował ją i chętnie próbowała ciachnąć kartkę. Było to urocze jak się stara i jak bardzo cieszy ją efekt w postaci przecięcia białego papieru.
Przy drugim punkcie zrobiło mi się trochę przykro, bo dotyczył rysunków. Podobno trzylatek powinien rysować głowonogi, czyli postaci które mają głowę, a od niej odchodzą ręce i nogi - postać nie ma tułowia. Ja jako dziecko uwielbiałam rysować, kolorować, malować. Ula, niekoniecznie. Nie dość, że specjalnie jej to nie ciągnie, to jeszcze jej malunki zaczynają się i końcą na kolorowej plamie. Kolorowanki? Niezbyt. Pokoloruje jeden element i uznaje, że kolorwanka skończona. Myślę sobie: jak głowonogi mają zdefiniować rozwój mojego wspaniałego, elokwentnego delikatnie mówiąc, rezolutnego, błyskotliwego - nie oszukujmy się - genialnego dziecka?! To, że ja lubiłam rysować, nie znaczy, że córka musi i tyle. A tak swoją drogą nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek narysowała jakiegoś głowonoga. Przysięgam.
No i kilka dni temu nastąpił przełom. Idziemy na zakupy piaszczystą drogą, Ula podnosi patyczek i zaczyna zamaszyście kreślić nim na piachu rysunek. W życiu nie widziałam u niej tak pełnych i pewnych ruchów z narzędziem pisarskim! No i stoimy na tym piachu, na brudnym parkingu między blokami, a ona sobie rysuje i kreśli jakieś znaki! Wśród nich zauważyłam nawet piękne drzewo, o którym powiedziała, że to "granica drzew" (!). W drodze powrotnej wpałyśmy do pepco po kredę. I rysuje nią, bazgrze, kreśli, pisze, naznacza, faluje, maluje. Alleluja! I nie jakieś tam głowonogi tylko głębokie, wieloplanowe abstrakcje. A że z chodnika i kredy przeniosła się w chwili mojej nieuwagi na pisak i ścianę, to już inna sprawa.