Ulissima

Ulissima

2015/08/05

BAJKA O PSZCZOŁACH

A właściwie nie bajka, bo to samo życie.


Czy wspominałam, że panicznie boję się pszczół? Nie tylko ich - os, szerszeni, trzmieli wszelkich i wszystkiego co ma czarno-żółte pasy i brzęczy. Gdy są w moim pobliżu czuję parliżujący lęk, objawiający się tym że drętwieje mi kark i robi się momentalnie lodowaty.

Tak, mam pasiekę! Chociaż właściwie mogłabym powiedzieć, że ma ją mój mąż, bo to on zajmuje się pszczołami od samego początku. Ja zajmuję się miodem i wszystkim, co z nim związane po wyjęciu z ula.
Pszczoły są w naszy życiu tak niedługo a mamy wrażenie, że nasza pasieka ma już kilka dobrych lat - tyle przez ten okres się wydarzyło.

PASIEKA NR 1
Ale od początku. Michał pojechał po pszczoły wiosną, o ile dobrze pamiętam było to w okolicy Wielkiej Nocy. Tuż przed lub tuż po. Tak, pojechał po nie samochodem, naszą osobówką, która ma funkcje o które producent tego auta nawet by go nie podejrzewał. Po pszczoły pojechał w województwo białostockie. Za daleko było by brać mnie i Ulę (nomen omen - gdy nadawaliśmy imię naszemu dziecku nie wiedzieliśmy, że założymy pasiekę - ot taki losowy przypadek :-) a dokładając do tego mój strach, uznaliśmy że pojedzie sam. Ja nie mogłam sobie wyobrazić nawet, że jadę przez pół Polski autem z kilkoma rojami pszczół obok!
- Przecież one będą w transportówkach, pocztą się takie rzeczy wysyła! - mówił mój mąż, kręcąc z politowaniem głową przed wyjazdem. A po przyjeździe opowiadał, jak to w drodze w aucie pojawiła się jedna pszczółka,  potem druga i piąta - co oznaczało tylko jedno: jeden z uli się rozszczelnił (lub pszczoły wygryzły dziurkę) i facet jedzie zamknięty w aucie z latającymi mu dookoła pszczołami, w akompaniamencie brzęczenia całej reszty pszczelich rodzin (nie lubią jak je coś buja). A zatrzymać się nie było gdzie akurat... Wrócił cały, zdrowy, bez użądleń chyba nawet. Zawiózł pszczoły na pasiekę i padł - w sensie takim, że ze zmęczenia.

WIOSNA, PRZYGOTOWANIA

Nasza pasieka, dzięki uprzejmości Lasów Państwowych,  stacjonuje w lesie na terenie obszaru NATURA 2000 objętego całkwitą ochroną. Z racji tego, że jest w sercu lasu otrzymała nazwę "Leśny Bursztyn" i tak właśnie firmujemy nasze miody.

PASIEKA NR 1

Co było dalej? Nasze pszczółki nie garnęły się od razu do roboty, bo przyjechały  z rejonu zimniejszego i podczas, gdy lokalne robotnice były już po pierwszych oblotach i zabierały się do zbiorów, nasze dopiero te obloty robiły. Potem stwierdziły, że w ulu im za ciasno/za duszno postanawiały się wyroić, czyli obrazowo mówiąc wyskoczyć z ula na okoliczne drzewo. Kilka rodzinek uciekło nieodwracalnie. To wszystko jest w granicach normy, takie rzeczy dzieją się na pasiekach i tylko doświadczenie i przygotowanie pszczelarza do sezonu pozwoli nie stracić mu głowy.

RÓJKA NA DRZEWIE

RÓJKA ZŁAPANA DO ULA
Mimo wszystkich przygód po drodze udało się nam zrobić już dwa miodobrania. Odebralśmy miód wiosenny oraz akacjowy. Miodobranie to na każdej pasiece wielkie święto, takie pszczelarskie żniwa. A zważywszy na to, że premierowe odbieranie miodu było tak naprawdę eksperymentem opartym na wiedzy książkowej i internetowej a nie na doświadczeniu, na dodatek z udziałem naszej antycznej wirówki, to było to u nas święto nad świętami. Wtedy też narodziła się tradycja kończenia miodobrania rodzinnym jedzeniem pizzy (takiej z pizzerii, a to u nas naprawdę rzadkość!). Pierwsze miodobranie trwało z tego co pamiętam 2,5 dnia, drugie chyba tylko 1,5 dnia. W praktyce wygląda to tak, że Michał jedzie na pasiekę, wyjmuje ramki gotowe do odwirowania i przywozi do domu. Tu czekam ja i Ula i zabieramy się za odsklepianie ramek, potem są wirowane. Miód ląduje do wiaderek, następnie do słoików.




Obecnie mamy już pasieki w dwóch miejscach. Przed nami jeszcze jedno miodobranie. Ale to nie koniec. Zimą czeka nas robienie kolejnych korpusów i ramek bo chcemy się rozwijać. Masa pracy. To wszystko zdjęcia naszej pasieki praktycznie od początku do dziś.

Na koniec anegdota, kiedy to kurier przywiózł matki pszczele w kopercie (tak, tak - zamawia się je i są przesyłane pocztą/kurierem!). A więc za oknem pogoda podobna jak teraz. Kurier wręcza mi kopertę i ucieka. Na niej napis "UWAGA PSZCZOŁY". Koperta brzęczy, odkładam w kuchni i oddalam się na bezpieczną odległość. Kark już mi sztywnieje  i jakoś dziwnie nie mogę ruszyć ramieniem. Wpada mój mąż, widzi przesyłkę i mówi: 
- Rozpakuj je i daj im pić.
- ?!?!?!?!?!?!?!?!

Królowe nie są wysyłane tak sobie wrzucone do koperty. Są w specjalnych klateczkach transportowych jakby kto pytał :-) no i zgodnie z prawem pszczoły to nie owady, a zwierzęta. Hodowlane na dodatek.

Zapraszam do polubienia naszej storny na FB: Pasieka "Leśny Bursztyn"



SMACZNEGO!

PASIEKA NR 2


2 komentarze:

  1. Marzę o pasiece i własnym miodzie, ale boję się pszczół. Strach nieuzasadniony, bo mnie nigdy w życiu nie ugryzła, a jednak...
    ps. Przepraszam, że dopiero dodałam u siebie Twój komentarz, ale była przerwa w nadawaniu ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Strach chyba się bierze stąd, że od dzieciństwa mówi się nam "uważaj osa/pszczoła" itd. we mnie ten strach wciąż siedzi, choć walczę z tym. córce nie okazuję tego że się boję bo jak wiadomo dzieci przejmują nasze emocje ;-) bezpośrednio pszczołami zajmuje się mąż ale gdzieniegdzie jakaś się zawieruszy i ja od razu mam gęsią skórkę. ale własny miód to po prostu poezja :-)

    OdpowiedzUsuń