Ulissima

Ulissima

2015/04/19

CYRK


- To jest cyrk. Ma być głupio, głośno i kiczowato - usłyszałam. I tak było. Wspaniale.


Cyrk, rok 2006
O tym, że w naszym miasteczku jest cyrk informowały plakaty na co drugiej latarni, słupie, sklepie.Wisiały tak od  dwóch tygodni. Dopiero w piątek, gdy okazało się że nie mamy planów jak z Ulą spędzić weekend, spojrzałam na datę. Sobota po południu. Super. Idziemy. Najbardziej z tej wiadomości ucieszył się chyba mój mąż. Wiedziałam, że zna temat od podszewki bo pracował w cyrku we Francji i Szwajcarii, nie sądziłam jednak, że będzie chciał iść tu i teraz na taką rozrywkę.


Tresowane gołębie/ www.cyrk.com.pl
Cyrkowy namiot nawet z daleka był niewielki. W środku przy scenie pierwsze dwa rzędy czarnych, plastikowych krzeseł "balkonowych" stanowiły lożę. My mieliśmy miejsce dla mas, gdzieś z tyłu. Najważniejsze dla mnie było to, czy Ula będzie coś widziała i czy przypakiem nie uśnie, bo przed wyjściem stwierdziła, że chce spać (drzemki zdarzają jej się już sporadycznie). To, co widziała na początku to tony popornu i koników-baloników na patyku i bez. Prażoną kukurydzą zajadali się chyba wszyscy oprócz nas. Jeden wielki zgiełk, krzesła poustawiane prawie jedno na drugim bo przewidziano tylko jeden spektakl. Byliśmy przed czasem więc Ula onieśmielona była trochę ilością ludzi. Onieśmieleni byli też organizatorzy bo miejsc ledwo co starczyło.
Ulubiona gąsienica Uli/ www.cyrk.com.pl
Show zaczęlo się na niezłym poziomie - artystka tańczącą na wiszących wysoko linach zamknęła usta wszystkim zajadającym się cukrowymi watami i popcornem. Słusznie otrzymała gromkie brawa. Potem zjawiła się dziwnej maści gąsienica, która... skradła serce mojej Uli! Byłam przeszczęścliwa, że moja dwuipółlatka dała się wciągnąć w klimat, klaskała, tańczyła a podczas przerwy - gdy trzy czwarte widowni ruszyło do zdjęcia z papugą -  stwierdziła, że "zaraz będą dalej wygłupy". I były tańce i wygibasy, tresowane gołębie i śpiewający pies (naprawdę niezły numer). I była frajda mojego dziecka. Bezcenne.

Jak to się robi na świecie?
Mój mąż pracował w cyrku we Francji i Szwajcarii. W tym drugim było show bardziej artystyczne ale Francja? - Lwy, słonie, małpy i hipopotam w zamarzniętej wodzie - wspomina małżonek. - Całe kurczaki przecież te zwierzęta dostawały do jedzenia. A małpy? Ależ one potrafiły być czasem nieusłuchane. Ale tam też przychodzili ludzie z całymi rodzinami. Jak tuż przed show trzeba było dostawiać krzesła to znaczyło sukces. Jak chcesz możemy zostać na koniec jak będą demontować. Taki namiot to przy zgranej ekipie składają w godzinę. Jak ktoś myśli, że można przyjść jutro i znajdzie się na trawie jakieś drobne, to się zawiedzie. Wszystko będzie do cna wyzbierane.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz